[30 Apr 2016]
(...)
Jedni w Ameryce, inni raczej w Sajgonie.
Natura nie znosi próżni, więc Biskwit ochoczo i skwapliwie podjął się wypełniania pustostanów oraz testowania, jak mocno należy szarpnąć, by odkorkować odpływ mej wysychającej studzienki cierpliwości. Czy wystarczy raz, a może trzeba systematycznie co pięć minut pociągać za łańcuszek zatyczki?
W tych dniach najczęściej skrzymy o niewystarczającą ilość rajstop ‘z tygryskiem’, który to faktycznie jest misiem, i których większość pochopnie rozdałam trzy lata temu, bo Dynia uważała, że to straszliwy obciach lansować się w ochronce z fauną na zadku. Biskwit jest odmiennego zdania, a żeby umotywować potrzebę nieustannego zzuwania i wzuwania pary za parą, niby tak niechcący coś wciąż na siebie wylewa. I nie są to wyłącznie żale. A bawełna schnie długo, szczególnie w bieżącym klimacie meteo. (Aktualnie: smutna i wilgotna jesień.)
Dziś Biskwit pikietował w obronie swoich praw. Nie do końca wiem, jakich, ale wzrok Biskwita nie pozostawiał złudzeń – złamałam mu je wszystkie! A niektóre to i po kilka razy.
No to usiadł Biskwit na klatce schodowej i tak siedział odmawiając wejścia do domu. Pięć minut, dziesieć, dwadzieścia. Chcąc nie chcąc, i ja siedziałam na wycieraczce z zaawansowanym szczękościskiem, fantazjując o prozie Dickensa i dopuszczalności kar cielesnych w czasach wiktoriańskich. Sąsiad aż trzy razy wynosił śmieci, żeby się napatrzeć. Zaniepokoiłam się, czy aby nie przyjdzie mu do głowy nosić w te i wewte kredensu, gdy zabraknie mu odpadów jako pretekstu, ale Biskwit go oszczędził. Po pół godzinie Biskwitowi skończyły się mordoklejki, a strajk głodowy to na szczęście, działania zbyt dla Biskwita radykalne.
Studzienkę swojej cierpliwości napełniam wieczorami etanolem Beaujolais Sakreble.
Ale szybko wyparowuje.
Zbyt szybko.
(...)
Pierwszego poranka po drugiej stronie oceanu, dzięki technologicznemu zaawansowaniu Hauptcioteczki, Dynia nawiązała ze mną kontakt audio-wideo.
- Patrz! – wykrzyknęła tonem Kolumba Krzysztofa i otworzyła drzwi prowadzące na zewnątrz. – To jest właśnie Ameryka!
Trawnik, krzak, śmietnik, drzewko, krzak, nigdzie nie widać Donalda Trumpa.
Oszczędne dekoracje jak na supermocarstwo.
(...)
Z twarzy podobny do Spajdermana.
©kaczka
(...)
Jedni w Ameryce, inni raczej w Sajgonie.
Natura nie znosi próżni, więc Biskwit ochoczo i skwapliwie podjął się wypełniania pustostanów oraz testowania, jak mocno należy szarpnąć, by odkorkować odpływ mej wysychającej studzienki cierpliwości. Czy wystarczy raz, a może trzeba systematycznie co pięć minut pociągać za łańcuszek zatyczki?
W tych dniach najczęściej skrzymy o niewystarczającą ilość rajstop ‘z tygryskiem’, który to faktycznie jest misiem, i których większość pochopnie rozdałam trzy lata temu, bo Dynia uważała, że to straszliwy obciach lansować się w ochronce z fauną na zadku. Biskwit jest odmiennego zdania, a żeby umotywować potrzebę nieustannego zzuwania i wzuwania pary za parą, niby tak niechcący coś wciąż na siebie wylewa. I nie są to wyłącznie żale. A bawełna schnie długo, szczególnie w bieżącym klimacie meteo. (Aktualnie: smutna i wilgotna jesień.)
Dziś Biskwit pikietował w obronie swoich praw. Nie do końca wiem, jakich, ale wzrok Biskwita nie pozostawiał złudzeń – złamałam mu je wszystkie! A niektóre to i po kilka razy.
No to usiadł Biskwit na klatce schodowej i tak siedział odmawiając wejścia do domu. Pięć minut, dziesieć, dwadzieścia. Chcąc nie chcąc, i ja siedziałam na wycieraczce z zaawansowanym szczękościskiem, fantazjując o prozie Dickensa i dopuszczalności kar cielesnych w czasach wiktoriańskich. Sąsiad aż trzy razy wynosił śmieci, żeby się napatrzeć. Zaniepokoiłam się, czy aby nie przyjdzie mu do głowy nosić w te i wewte kredensu, gdy zabraknie mu odpadów jako pretekstu, ale Biskwit go oszczędził. Po pół godzinie Biskwitowi skończyły się mordoklejki, a strajk głodowy to na szczęście, działania zbyt dla Biskwita radykalne.
Studzienkę swojej cierpliwości napełniam wieczorami etanolem Beaujolais Sakreble.
Ale szybko wyparowuje.
Zbyt szybko.
(...)
Pierwszego poranka po drugiej stronie oceanu, dzięki technologicznemu zaawansowaniu Hauptcioteczki, Dynia nawiązała ze mną kontakt audio-wideo.
- Patrz! – wykrzyknęła tonem Kolumba Krzysztofa i otworzyła drzwi prowadzące na zewnątrz. – To jest właśnie Ameryka!
Trawnik, krzak, śmietnik, drzewko, krzak, nigdzie nie widać Donalda Trumpa.
Oszczędne dekoracje jak na supermocarstwo.
(...)
Z twarzy podobny do Spajdermana.
©kaczka